Duńskie śmieci (cz.1). Diving for food

Gdy myślimy „Dania”, oczyma wyobraźni widzimy najpewniej najszczęśliwszy naród na świecie posiadający stolicę o najlepszych warunkach do życia w skali globu , która niebawem zostanie zdominowana przez rowerzystów. No i oczywiście jesteśmy im wdzięczni za Lego. Nie da się ukryć, że Dania to kraj „naj” pod wieloma względami. Od kilku lat władze niestrudzenie pracują nad nowym duńskim „naj”. Gdy polityczni troglodyci z krajów na wschodzie walczą z wszystkimi kolorami tęczy, duński welfare state, nie dość, że od ponad dwudziestu lat roztacza to przepiękne zjawisko atmosferyczne nad swoimi obywatelami, to upodobał sobie w szczególności jeden kolor. Zieleń, symbol zrównoważonego rozwoju, uderza niemalże na każdym kroku. Upolowanie ulubionego warzywa w lokalnym supermarkecie bez etykiety „Øko” często graniczy z cudem. Możemy kupić organiczną wodę (What? What?) kosztującą krocie, pomimo, że lepszej kranówy dano nie piłam.

Oczywiście wszyscy wiemy, że zgodnie z ONZ-owską wykładnią zrównoważony rozwój modelowo tworzą trzy filary: ekonomiczny, środowiskowy i społeczny. Jedzenie i odpady, tak silnie ze sobą związane, znajdują się z pewnością na przecięciu ich wszystkich. Odkąd ma stopa dotknęła duńskiej ziemi tematyka jedzenia i śmieci nie odstępuje mnie na krok, między innymi z uwagi na fakt, że oba tematy, pomijając ich codzienny charakter, są tu na ustach wszystkich. Zdrowe odżywianie się, ekologiczny styl życia (na przykład idea New Nordic Cuisine trafiło pod strzechy większości moich duńskich znajomych [1]) i dbałość o środowisko to silnie zinkorporowane wartości stanowiące o zbiorowej tożsamości Duńczyków. Zadeklarować, że preferuje się cieknące tłuszczem mięsne potrawy, nie uprawia się sportu lub nie zakręca wody podczas mycia zębów, to nietakt równy nieznajomości imion członków rodziny królewskiej.

Denmark without waste? Jak ze śmieci zrobić zasób

Jednym z dominujących ostatnio tematów jest w Danii niewątpliwie „śmieciowa rewolucja” ogłoszona przez Ministerstwo Środowiska. Zawarte w dokumencie Danmark uden affald wytyczne stawiają przed obywatelami, samorządami i przedsiębiorcami nie lada wyzwanie: segregację odpadów już w domach, z wyszczególnieniem nowej frakcji – odpadów organicznych (która wyodrębniona z kubła na śmieci może być przeznaczona chociażby na produkcję biogazu czy przydomowego kompostu), zmniejszenie spalania biodegradowalnych i podatnych na recykling frakcji oraz  zaangażowanie obywateli w aktywne przeciwdziałanie produkcji odpadów, głównie żywnościowych.

Plan dziesięcioletni jest tyleż ambitny i poruszający eko struny wszystkich maniaków zrównoważonego rozwoju, co skomplikowany z technicznego i – przede wszystkim – kulturowego punktu widzenia. Nadanie nowego znaczenia odpadom, śmieciom, nieczystościom, by uczynić z nich  produkt nadający się do ponownego użytku, zasób, wartościowy surowiec, rozpoczyna się w codziennych nawykach ludzi, które wcale nie muszą być podatne na zmianę. Tym zagadnieniem zajmowałam się przez ostatnie 3 miesiące podczas interdyscyplinarnego projektu Urban Sustainability in a Circular Economy Perspective, w ramach którego staraliśmy się w oparciu o badania jakościowe opracować system zarządzania odpadami zwiększający wydajność sortowania w powstającym na terenach dawnego portu – Nordhavnen – nowego przedsięwzięcia urbanistycznego. 

Wróćmy do dzisiejszych duńskich śmietników. Zgodnie z danymi Eurostatu za lata 1995-2009 Duńczycy produkują w UE najwięcej, bo ponad 800 kg odpadów rocznie w przeliczeniu na obywatela (dla porównania, w Polsce jest to około 300 kg).  Aż 41% zawartości statystycznego kubła na śmieci, zajmuje jedzenie. No właśnie, jedzenie, odpady żywnościowe, resztki jedzenia czy po prostu śmieci – kategoria kulturowa, którą m.in. dzięki Mary Douglas zaczęliśmy postrzegać jako silnie związaną ze społecznymi praktykami porządkowania otaczającej człowieka przestrzeni. Brytyjska antropolożka zwróciła w latach 60. uwagę na fakt, że to, co nazywamy nieczystością czy odpadem jest silnie uwarunkowane lokalnymi praktykami społecznymi, w skrócie – nie istnieje uniwersalna kategoria „śmiecia”.

chujowe żarcie_1 by Alison Seiffer

Grafika autorstwa Alison Seiffer 

Duńscy przedsiębiorcy i politycy już dawno dostrzegli, że w odpadach jedzeniowych, przede wszystkim organicznych, tkwi ogromny potencjał ekonomiczny, lecz tylko wtedy, gdy przetransformujemy gospodarkę kraju z modelu linearnego: zasób-produkcja-konsumpcja-śmietnik (hedonistyczny konsumpcjonizm, ekonomia nadmiaru) na cyrkularny: zasób-produkcja-konsumpcja-ponowne użycie (świadomy konsumpcjonizm, społeczna i środowiskowa odpowiedzialność)[2]. Niemniej, jedzenie potrzebne jest nam konsumentom nie tylko do zaspokojenia głodu i dostarczenia niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania organizmu wartości odżywczych. Zapełniając koszyk w sklepie uczestniczymy w zbiorowym performansie, który kontynuujemy tworząc swoistą wystawę żywności w kuchni i decydując o tym co, kiedy i dlaczego postanawiamy uczynić śmieciem. Poprzez jedzenie budujemy między innymi swoją jednostkową tożsamość [3].

Consumption is (…) a stage in a process of communication, that is, an act of deciphering, decoding, which presupposes practical or explicit mastery of a cipher or code. In a sense, one can say that the capacity to see (voir) is a function of the knowledge (savoir), or concepts, that is, the words, that are available to name visible things, and which are, as it were, programms for perception. A work of art has meaning and interest only for someone who possesses the cultural competence,  that  is,  the code,  into  which  it  is  encoded.

Pierre Bourdieu

Gdy mowa o zmianie społecznej i transformacji myślenia, w tym wypadku: uczynienia ze śmieci kwestii publicznej, widocznej, nie zaś, jak dotąd, prywatnej, niedostrzegalnej, potrzebna jest oczywiście medialna ikona. Tę rolę w Danii odgrywa Selina Juul – mózg organizacji świadomych konsumentów, która hasłem Stop spild af Mad nawołuje do zaprzestania wyrzucania nadającego się do spożycia jedzenia: Stop being zombie consumer! W ostatnim weekendowym dodatku do jednej z najpoczytniejszych gazet, Politiken, wystąpiła w sesji zdjęciowej odziana w swój nieodłączny atrybut – zielony, rzecz jasna, fartuch, szpilki i skąpą i obcisłą sukienkę. Czy wizerunek ponętnej pani domu o blond włosach pomoże w osiągnięciu celów politycznych, ekonomicznych i ekologicznych [4]?

IMG_6074

Selina Juul – śmieć w wielkim mieście. Ty też możesz zostać Skraldere! Politiken 24 listopada 2013

Kopenhaski „raj” dla dumpster diverów

Jak widać powyżej, Selina wystąpiła w sesji zdjęciowej dla Politiken na tle ton śmieci. Podobne otoczenie to codzienność podczas robienia zapasów spożywczych dla tysięcy ludzi – dumpster diverów, w duńskim tłumaczeniu Skraldere – tych, którzy „śmieciują” [5]. Na temat zjawiska dumpster divingu/freeganizmu powstało już kilka dobrych publikacji i dokumentów, więc zamiast nakreślać zbyt wąską i uogólniającą charakterystykę, odsyłam do innych źródeł [6]. Spostrzegłszy jednak, że w Polsce prasowy wizerunek freeganizmu wskazuje raczej na jego tymczasowy charakter, często określając zjawisko mianem ”mody”, uwydatnię jedynie, że dla wielu ludzi bynajmniej nie jest to kaprys, pasja, hobby, lub „ryzykowna hipsterka”, ale świadoma ekonomiczna strategia i rodzaj politycznego aktywizmu wymierzonego przeciwko nadmiernej konsumpcji, rosnącym cenom jedzenia i wpływowi kompanii producentów żywności na sytuację, gdy nierównomierna dystrybucja żywności na świecie prowadzi do ubóstwa, głodu i konfliktów [7].

Trailer filmu „Taste the Waste”

Trailer filmu „Dive!”

Doskonale pamiętam swoje pierwsze doświadczenie nurkowania do śmietnika. Był weekend majowy w Berlinie, wyruszyłam tam z grupką znajomych po raz pierwszy. Płonące ulice, gaz pieprzowy i armatki wodne w użyciu. Z dymem poszedł nawet ulubiony śmietnik naszego hosta. Jako wprawiona użytkowniczka Couchsurfingu miejsce, w którym się zatrzymaliśmy znalazłam bardzo szybko. Codziennym rytuałem w mieszkaniu naszego hosta była kolacja dla wszystkich domowników i tymczasowych gości. Stół zawsze uginał się pod dostatkiem pysznego wegetariańskiego jedzenia. Nikt oczywiście nie prosił nas o dorzucenie się do posiłków, bo nic nie kosztowały, ale trzeba było „odrobić swoje”. Dostaliśmy przydział na pieczywo. Kierunek: jedna z większych piekarni w okolicy. Nigdy nie zapomnę dwóch rzeczy goszczących wtedy w mej nastoletniej głowie: zapachu dopiero co wyjętego z pieca chleba i wyrobów cukierniczych oraz uczucia niepokoju: dlaczego masa smacznego, świeżego i pełnowartościowego jedzenia trafia na śmietnik? W odpowiedzi usłyszałam jedno zdanie: „You know… food politics”.

berlin chleb

Polowanie na chleb w Berlinie

Kopenhagę można przewrotnie określić mianem raju dla freegan. Przewrotnie, bo gdy z jednej strony w kontenerach mieszczących się na tyłach supermarketów znajdziemy ogromne ilości nadającego się do spożycia różnorodnego jedzenia, musimy pamiętać dlaczego się tam znalazło. Polityka jedzeniowa – terror daty przydatności do spożycia + dyrektywy UE + interesy producentów i dostawców żywności. Unijne regulacje wymuszają na rolnikach, by na półkach w sklepach konsument zawsze mógł znaleźć tego samego rozmiaru ogórka. Globalni  dostawcy i producenci żywności tacy jak Nestlé, Unilever czy Kraft Foods / Mondelēz International opierają swój ekonomiczny sukces na standaryzacji produktów na międzynarodową skalę. Prowadzi to nie tylko do degradacji lokalnego rolnictwa, ale również utraty bioróżnorodności. Gdy jedynym „legalnym” i pożądanym na rynku warzywem jest to sztucznie wyhodowane, ulepszone i wyidealizowane, lokalne odmiany nagle przestają być skupowane, lub rolnicy muszą wyspecjalizować się w innej branży i stać się ekspertami od marketingu niszowego sprzedając „brzydkie” i „nieidealne” marchewki na przykład do lokalnej restauracji, która zbuduje na nich swoją markę [8].

Gdy mowa o gastronomii, warto przywołać działającą od kilku miesięcy kopenhaską restaurację Rub & Stub, gdzie serwowane potrawy są wykonane z produktów, które w przeciwnym wypadku trafiłyby do przymarketowych kontenerów, lecz wciąż są przed upływem daty przydatności do spożycia. Założycielka knajpy, Sophie Sales, wytoczyła jawną wojnę przeciwko marnowaniu jedzenia. Ciekawym doświadczeniem był dzień, kiedy przygotowywałam znajomej tort urodzinowy, składający się głównie z jedzenia uratowanego ze śmietników. Tuż po zdmuchnięciu świeczek przez jubilatkę, tort został zaatakowany widelcami przez zgromadzonych gości. Wszystko było cacy, do momentu, gdy w powietrzu nie zawisło jedno pytanie: Sznel, is that from dumpster diving? Jak mogłam zaprzeczyć? Oczywiście! I to wszystko, łącznie z Nutellą i M&M-sami! Konsumpcję wstrzymano. Z wyjątkiem trójki dziewcząt – aktywnych freeganek.

Pewnego razu udałam się na „łowy” na północne obrzeża miasta z Danem, 38-letnim Szwedem mieszkającym to tu, to tam informatykiem-freelancerem. Zyskałam sporo respektu, gdy rozumieliśmy się bez słów – zamknij drzwiczki od kontenera, odstaw skrzynkę, po której się wspięłaś na miejsce. Was it here or more to the left? More to the left. OK, let’s go! Dan „śmieciuje” głównie z oszczędności, lecz jest freeganinem [9] nie tylko z uwagi na względy ekonomiczne. Gdy w jednym z kontenerów znaleźliśmy kilka opróżnionych butelek po winie (Damn! ktoś był szybszy [10]) spakował je do oddzielnego worka, by następnie wyrzucić je do kontenera przeznaczonego na szkło, który znajdował się kilkanaście metrów dalej. People are so lazy! – narzekał. Jest enwironmentalistą, co w jego rozumieniu oznacza, że stara się ograniczać swój negatywny wpływ na środowisko.

Nocne wyprawy wzbudziły ciekawość mojej duńskiej współlokatorki, która postanowiła spróbować, bardziej motywowana emocjami i ryzykiem związanym z byciem Skraldere [11]. Gdy po powrocie zajęłyśmy się myciem i segregacją jedzenia, pełna entuzjazmu przekonywała, że było super: dużo emocji, poczucie łamania prawa, adrenalina.  Niemniej, nie zjadła niczego ze złowionego jedzenia, wyrzuciła to, co zawadzało jej w lodówce, pomimo, że jako partner przedsięwzięcia ja mogłam to zjeść. Podczas naszych dyskusji o jedzeniu, freeganizmie, przemyśle spożywczym, często zaznacza, że pełna lodówka daje jej poczucie bezpieczeństwa. Musi być w niej dużo zdrowego (czytaj: nie ze śmietnika) jedzenia dobrej jakości (czytaj: z wyższej półki) bo nigdy nie wie na co będzie miała ochotę. Tutaj widoczna jest koncepcja jedzenia, które umieszczamy w lodówce, jako rodzaju wystawy, na której pokazujemy kim jesteśmy za pomocą tego, co niekoniecznie zjemy, lecz na co patrzymy i co posiadamy. Większość jedzenia z półek Merete trafia bowiem do śmietnika. Społeczne życie rzeczy, przedmiotów, w tym wypadku również jedzenia trwa tak długo, na ile pozwolą im na to ich właściciele.

The euphoric and wily “motivation” philosophers would like to persuade themselves and others that the reign of the objects is still the shortest path to freedom. They offer as proof the spectacular mélange of needs and satisfactions, the abundance of choice, and the festival of supply and demand whose effervescence can provide the illusion of culture. But let us not be fooled: objects are categories of objects which quite tyrannically include categories of persons. They undertake the policing of social meanings, and the significations they engender are controlled.

Jean Baudrillard

One man’s trash, another man’s treasure

trash treasure by Timo Kirkkala

Zdjęcie autorstwa Timo Kirkkala

W mieście gdzie nad głowami przechodniów na głównej ulicy najbardziej zróżnicowanej etnicznie dzielnicy widnieje powyższe hasło, zaś drugi obieg i powtórne życie rzeczy funkcjonują na wysokich obrotach, istnieje silny związek z dużymi podziałami klasowymi.

Part of the reason why demand remains by and large a mystery is that we assume it has something to do with desire, on the one hand (by its nature assumed to be infinite and transcultural) and need on the other (by its nature assumed to be fixed). Following Baudrillard (1981) I suggest that we treat demand, hence consumption, as an aspect of the overall political economy of societies. Demand, that is, emerges as a function of a variety of social practices and classifications, rather than a mysterious emanation of human needs, a mechanical response to social manipulation (as in one model of the effects of advertising in our own society), or the narrowing down of a universal and voracious desire for objects to whatever happens to be available.

Arjun Appadurai

Produktem ubocznym polityki państwa opiekuńczego okazuje się paradoksalnie hiperkonsumpcjonizm, czego doskonałym dowodem są zarówno liczne statystyki jak i obserwacje prowadzone przez antropologów. Państwo pomoże swemu obywatelowi, gdy ten straci pracę, zapewni byt studentowi, by mógł  się skupić na nauce zamiast dorabianiu do czynszu. W sytuacji, gdy przeważającą część społeczeństwa stać na wiele i mniej więcej to samo, rzeczy którymi się otaczamy stają się obiektami pokazującymi naszą społeczną, klasową i ekonomiczną lokalizację. Jedzenie, jako narzędzie silnie polityczne, jest jednym z nich. Wyznacza podziały między ludźmi, gdzie linia demarkacyjna utkana jest z marek produktów spożywczych i źródeł ich pochodzenia. Konsumpcja w tym wypadku nie musi być równoznaczna spożywaniu. Jedzenie, jako obiekt do patrzenia służy kreowaniu ludzkiej tożsamości.

W samym środowisku Skraldere również istnieją podziały. Na fejsbukowym forum o zawrotnej liczbie blisko ośmiu tysięcy członków czasem dostrzegam komentarze Duńczyków zachodzących w głowę dlaczego podczas nocnych łowów częściej zdarza im się spotkać „zagranicznego studenta” lub „migranta zarobkowego”. Cóż, tych osób państwo opiekuńcze często nie chce zaadoptować by roztoczyć nad nimi wachlarz przywilejów socjalnych. W tego rodzaju komentarzach uaktywnia się zatem zasada magii sympatycznej – właściwości przedmiotu za dotknięciem magicznej różdżki pt. „oczy społeczeństwa” przechodzą na tego, kto go posiada. Śmietnik, choć kulturowo zepchnięty w sferę brudu i tego, co niepotrzebne, może jednak skrywać wiele wartościowych dla oka, palucha i brzucha niespodzianek.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

„Śmieciowanie” ma wiele wspólnego z polowaniem. Członkowie grupy na fejsbuku prześcigają się w publikowaniu zdjęć dokumentujących ich najświeższe zdobycze. Warto podkreślić, że spory procent Skraldere to młode matki, które czasem proszą innych „śmieciujących”, by w czasie gdy one ruszają na łowy, ktoś zajął się ich dziećmi.

*Zgłodniałaś/-eś? Tym, którym po przeczytaniu niniejszej notki przyszła ochota na śmieciowe łowy polecam najpierw zapoznać się z etykietą dumpster divingu. Każda instytucja społeczna ma sztywne zasady, których trzeba przestrzegać, by zachować jej żywotność.


[1] Zainteresowanych kuchnią ad fontes lub duńskim propagatorem New Nordic Cuisine – Rene Redzepi, zachęcam do zapoznania się z inicjatywą Cook it Raw, której edycja 2012 odbyła się na mojej rodzimej Suwalszczyźnie.

[2] Tych, którzy interesują się tematyką circular economy, produkcji i designu cradle to cradle lub ideą corporate social responsibility – zachęcam do zapoznania się z raportami Ellen MacArthur Foundation Towards the Circular Economy. W Polsce z ekonomią cyrkularną eksperymentuje między innymi Centrum Krzyżowa, zaś dzięki konferencji „Transformacja energetyczna – konieczność czy szansa?”, która odbyła się 14 listopada towarzysząc COP19 w Warszawie, termin nagle zaczął funkcjonować w polskim przekładzie.

[3] 18 listopada odbyła się w Gdańsku interdyscyplinarna konferencja „Śmieć w kulturze„. Polecam uwadze i sama czekam na pokonferencyjną publikację.

[4] Selina urodziła się w Moskwie, i – jak sama podkreśla – doświadczenie obu rodzajów gospodarek – niedoboru w Rosji lat 90. i nadmiaru w Danii XXI wieku uwrażliwiło ją na zjawisko masowego marnowania żywności.

[5] „Skraldere” to czasownik od rzeczownika „Skrald” – śmieci. Szczegółowe tłumaczenie duńskiego terminu zawdzięczam mojej współlokatorce.

[6] Polecam listę na dole tej notki.

[7] Ta charakterystyka jest jednak niepełna. Gdy „badałam” warszawskie miejscówki dla freegan, na warszawskim Szembeku moją „konkurencję” stanowili głównie emeryci w trudnej sytuacji finansowej. Nie, nie mieli smartfonów i ciuchów OBEY. I z pewnością nie nazywają siebie „freeganami”, ale towarzyszące im pobudki są podobne.

[8] O takich doświadczeniach opowiadał podczas dyskusji po światowej premierze filmu Seeds of Time, duński hodowca marchwi przynosząc ze sobą naręcz  „nielegalnych” odmian i jawnie zachęcając do oprotestowania absurdalnych unijnych rozporządzeń. Polecam sam film o współczesnej Arce Noego wypełnionej nasionami milionów odmian roślin z różnych zakątków świata.

[9] Popularna definicja freeganizmu sugeruje jakoby freeganie byli jednocześnie veganami (free + vegan). Niemniej wielu Skraldere wyjmuje ze śmietników również nabiał i mięso.

[10] O tym, że żywność w śmietnikach jest dobrej jakości świadczą opróżnione opakowania po jogurtach, serkach i alkoholu. Przez kogo? Dosyć często, pracownicy supermarketów ubiegają Skraldere i tuż przed opuszczeniem miejsca pracy opróżniają kilka butelek wina, pałaszują słodycze. Smuteczek.

[11] W Danii istnieje przyzwolenie na dumpster diving, lecz zjawisko nie jest uregulowane prawnie. Staje się jednak przestępstwem gdy freeganie naruszają własność prywatną – przeskakują przez płoty, niszczą kłódki, przecinają łańcuchy. Większość osób, z którymi wymieniałam doświadczenia nigdy nie została przyłapana przez policję. Ci, którym się to zdarzyło mówili jednak, ze skończyło się na słownym pouczeniu. Spragnionych wiedzy dotyczących aspektów prawnych w różnych krajach odsyłam na trashwiki.org.

Poczytaj

  1. APPADURAI A. The Social Life of Things: Commodities in Cultural Perspective
  2. BAUDRILLARD J. The System of Objects; For a Critique of the Political Economy of the Sign
  3. BOURDIEU P. Distinction: A Social Critique of the Judgement of Taste / Społeczna krytyka władzy sądzenia
  4. DOUGLAS M. Purity and Danger / Czystość i zmaza
  5. FERRELL J. Empire of Scrounge. Inside the Urban Underground of Dumpster Diving, Trash Picking and Street Scavenging
  6. GILES D. The Anatomy of a Dumpster: Abject Capital and the Looking Glass of Value  [się robi]
  7. MORE V. C. Dumpster Dinners: An Ethnographic Study of Freeganism
  8. NESTLE M. Food Politics. How the Food Industry Influences Nutrition, and Health
  9. PIETRZYK K. Freeganism: Food for Mind, Body and Soul
  10. WILSON T. M. Food, Drink and Identity in Europe
  11. WRIGHT W. & MIDDENDORF G. The Fight over Food. Producers, Consumers, and Activists Challenge the Global Food System.
Otagowane , , , , , , ,

4 thoughts on “Duńskie śmieci (cz.1). Diving for food

  1. Pani Balmas pisze:

    Tradycyjnie już wszystko co zawiera cytaty z Baudrillarda mi się podoba 😉
    Zdjęcia z tego pokazu slajdów pokazujące zdobycze są naprawdę imponujące. To straszne, że ja przez miesiąc nie kupuję tyle jedzenia ile ktoś wyrzuca w jeden dzień. Z chęcią wpadnę do ciebie na śmieciowy obiad (w moim słowniku co prawda śmieciowy obiad równoznaczny jest z opróżnianiem pozostałości z lodówki, a nie kontenera, ale może czas to zmienić, niestety kontener u mnie pod blokiem nie jest ciekawy – jak wiesz, bo sprawdzałaś – a że jestem zbyt leniwa nawet żeby pójść do sklepu to tym bardziej nie chce mi się poszukiwać „ciekawych” śmietników). A swoją drogą ciekawe gdzie najlepiej „zaopatrywać się” w Warszawie.

  2. Monika Sznel pisze:

    Co do dumpster divingu w Warszawie, może być teraz trudniej, bo dzięki zniesieniu podatku od darowizn sklepy będą – mam nadzieję – oddawać jedzenie, które trafiłoby do kontenerów m.in. do banków żywności. Ten news jest oczywiście cudowną informacją, ale to oznacza, że z „polowania” będziemy teraz wracać z mniejszymi, bądź żadnymi łupami. Gdy wrócę do Polski, będę kontynuować „badania” ;]

  3. Mania Góralska pisze:

    To zaiste ciekawe z tym jedzeniem i jego marnowaniem. Tutaj, w Indiach nikt się specjalnie nie przejmuje prawem przekazywania darowizn, kiedy idzie o rozdysponowywanie resztek żywności z restauracji czy sklepów, a nawet gospodarstw domowych. Komu zależy ten przekaże jedzenie biedniejszym – ulicznym żebrzącym, których tutaj jest niestety pełno. Jednak – inaczej niż w Europie, jak mniemam – nawet kiedy jedzenie trafi ostatecznie na śmietnik „nie marnuje się”. Dlaczego? Otóż istnieje cała grupa osób nieformalnie pracująca na największych śmietniskach Kalkuty, gdzie przeszukują śmieci i wybierają co lepsze – produkty spożywcze stanowią mniejszość (zaraz powiem dokładnie dlaczego), głównie nurkują po plastiki, aluminium, miedź i inne dobra, które można pozyskać i sprzedać. Co się zaś tyczy jedzenia – konkurencją i przerabiaczami wszelkich resztek są zwierzęta miejskie, do których poza hordami przyjacielskich psów rasy indyjskiej (oraz kotów, w mniejszej ilości) należą także krowy, kozy i ptactwo (wrony i kruki). Zwierzęta te występują w okolicy dużych śmietnisk, jak również w każdej dzielnicy miasta, gdzie akurat uzbierała się kupa śmieciowa. A jako że każda dzielnica ma swoją stałą kupę śmieciową, nic sie nie marnuje. Większe miasta, takie jak moja Kalkuta mają profesjonalne centra obróbki śmieci i ich recyclingu („jak na Zachodzie”). Stanowią one jednak margines, ponieważ recycling odbywa się tu samoistnie, samoczynnie i totalnie. Nic nie jest postrzegane jako bezużyteczny śmiecie. Zaiste, rzecz ma tutaj wiele wcieleń.
    Co się zaś tyczy kwestii prestiżu społecznego i innych takich. Odnoszę wrażenie, że nikt tutaj nie patrzy na osoby biedne z góry, z pogardą i obrzydzeniem, ponieważ „żyją ze śmieci”. Wydaje mi się, że jest to element popularnego tutaj podejścia do życia, które podsumować można następująco: „każdy orze jak może”. Jest to ni mniej ni więcej akceptacja porządku społecznego jak się jawi i mimo że w Indiach odnosi się to do systemu kastowego, zniesionego i krytykowanego, ludzie wydają się tu o wiele bardziej pogodzeni ze swoim losem. Oczywiście nie wszyscy i nie wszędzie, pogoń za karierą i „rozwojem”, poszukiwanie sposobu na awans społeczny jest tu wszechobecne. Mam tylko takie wrażenie, że ludzie tutaj w pewien przewrotny (dla „przeciętnego Europejczyka”) sposób są szczęśliwi. Nawet kiedy miejsce ich pracy stanowi śmietnisko.

  4. […] Mam podobną obserwację po Erasmusie W Kopenhadze. Rzeczy, w tym ubrania, które ktoś postanawia wyrzucić – owszem – lądują na śmietniku, ale często do oddzielnego pomieszczenia, wydzielonej specjalnie przestrzeni, bo sąsiadom mogą się przecież przydać. […]

Dodaj komentarz