„Babochłop”, „chłopiec” i „krytyczna lesbijka” we własnej osobie, czyli o polityczności kobiecych włosów

Chyba żadna z moich ostatnich „metamorfoz” nie wywołała wśród najbliższego otoczenia tak dużych emocji, jak zmiana fryzury. Przejście na weganizm z akceptacją przyjął mój ojciec (uosobienie niemal wszystkiego, co krytykujemy u archetypicznego „ojca polskiego”), który od momentu gdy skończyłam 13 lat traktował mój wegetarianizm jako młodzieńczą fanaberię, mającą skończyć się tak szybko, jak dorosnę. Pomimo wspólnej konsumpcji pasztetu z soczewicy i kaszy jaglanej i innych wegańskich pyszności (przez żołądek do serca!), wciąż proponował mi jednak „zdrowy schabik” (a.k.a. pełnowartościowe PRAWDZIWE jedzenie), zatem Foerowskiej wspólnoty stołu nie zaznamy już nigdy. Również rewolucja w sposobie doboru odzieży (tak, weganizm to nie tylko zmiana jadłospisu) i podejmowania decyzji konsumenckich nie wzbudziła wśród znajomych i rodziny większych uniesień. Jestem już uwzględniona w liście zakupowej pewnego powiślańskiego gospodarstwa domowego, gdzie od powrotu z Kopenhagi pomieszkuję (trzeba kupić więcej warzyw i kasz, by Sznel miała co jeść), wzbudzam uśmiech na ustach wszystkich, gdy mówię, że zaczynam być gospodarczą patriotką. Z pozoru mało inwazyjna zmiana – bardzo krótka fryzura – okazała się tym, co mojemu otoczeniu zaczęło przeszkadzać, zagrażać komfortowi wspólnego przebywania, naruszać bezpieczne granice społecznych norm.

Czy twoje włosy są TWOJE?

W kilku polskojęzycznych artykułach traktujących o krótkich damskich fryzurach, które odszukałam w internetowym archiwum czytam konkluzje sprowadzające się do tego, że kobieta, która decyduje się na noszenie krótkiej fryzury jest nieodpowiedzialna, bo zmniejsza swoje szanse na znalezienie partnera. Za bardzo przypomina mężczyznę i w związku z tym musi liczyć się z konsekwencją zmniejszenia swojej atrakcyjności wśród płci przeciwnej. Na portalu facet.wp.pl, czytam, że:

W wielkim uproszczeniu, można zaryzykować stwierdzenie, że długie włosy to pierwotny photoshop, jakim natura obdarzyła panie (z powyższego wynika, że mężczyznom nie rosną włosy, zatrzymują się „naturalnie” na kilku centymetrach długości!). Długie, zadbane i lśniące włosy dodadzą uroku każdej kobiecie, wyciągając z niej to, co najlepsze. Jednak, niestety, ten mechanizm działa w dwie strony. Dlatego nawet wyjątkowej urody dziewczyna może wiele stracić na skróceniu fryzury do długości kilku centymetrów. Aby w podobnym wydaniu wyglądać atrakcyjnie, dana kobieta musi cechować się niesamowitą wręcz urodą i symetrią…

źródło: facet.wp.pl

Liczne komentarze internautów kwestionują zawartość tekstu, niemniej z jakiegoś powodu jego autor(ka) bardzo chce przekonać czytelnika, że prezentuje typowy męski światopogląd, do którego każda kobieta powinna dopasować swoje wybory dotyczące wizerunku. Przy okazji dowiadujemy się jak wiele kobiece włosy mogą powiedzieć o głowach innych osób oraz do kogo włosy w zasadzie należą. Dlaczego jednak MOJE włosy są przedmiotem dyskusji wśród mężczyzn, którzy najwyraźniej zawłaszczają kobiece ciało i różne jego elementy dla własnych potrzeb i estetyczno-erotycznego zaspokojenia? W przetłumaczonym na język polski artykule Laurie Penny zauważa, że większość decyzji dotyczących tego jak wyglądamy jest silnie kontrolowana przez to, jak mężczyźni chcieliby widzieć kobiety. W skrócie: jeśli zbliżasz się do wyprodukowanego na łamach mediów „ideału kobiety”, możesz być pewna, że przyciągniesz mężczyzny, dla którego długie włosy są równie „naturalne” co magiczne wymiary 60-90-60. Karą za odstępstwo od takiej matrycy, w którą wtłaczane są kobiety, miałaby być natomiast groźba śmierci w samotności jako kary za odmowę wzięcia udziału w patriarchalnej grze [która] jest strategią służącą zachowaniu władzy i kontroli. Powstało już trochę tekstów odsłaniających kulisy produkcji wizerunków medialnych, powstają pisma takie jak Verily z polityką anty-photoshopową, Cindy Crawford powiedziała kiedyś, że chciałaby wyglądać jak wyprodukowana Cindy Crawford, sugerując jak niewiele ma wspólnego ze swoją medialną odpowiedniczką.

Viral krążący po sieci od 2012 roku ukazujący produkcję kobiecego wizerunku dzięki nienaturalnemu Photoshopowi.

Siedząc z przyjaciółką w kuchni (nie, nie gotujemy; jako antywzorzec idealnej pani domu,  obie mamy spojrzenia wlepione w monitory laptopów, popijamy wino), słyszę, że gdybym miała te swoje długie włosy to każdy facet by na mnie leciał. Przekaz tej wiadomości jest prosty i szokujący zarazem. Nie liczy się to, co masz w głowie, lecz to, co na głowie. I kobiety w równym stopniu, co mężczyźni zinternalizowały tę wiedzę – musimy być „ładne” nie dla siebie, lecz dla mężczyzn. Interesujące, że na kilku blogach, których autorzy starali się udowodnić naturalność noszenia przez kobiety długich włosów, jako antywzorca często używano wizerunków krótkowłosych feministek, wysyłając tym samym przekaz kobietom nie-feministkom, że krótkie włosy to sygnał prezentowanych poglądów. Poglądów na bakier z patriarchalizmem.

Męskie wcielenia kobiety

Kto wyznacza wzorce kobiecego piękna i dlaczego krótkie włosy się w nim nie mieszczą? Z uwagi na ponadprzeciętną liczbę komentarzy dotyczących mojego wyglądu na przestrzeni ostatnich tygodni, postanowiłam poddać redefinicji swoje dotychczasowe eksperymenty z wychodzeniem poza to, co uznawane za kulturową normę, na co dzień – dla wzmocnienia sprawowanej nad kobiecym ciałem kontroli – wtłaczanego w retorykę naturalności.

Skejciara

Na początku gimnazjum zaczęłam nosić się na „skate’a”. Początek lat dwutysięcznych to moment, gdy w Polsce kultura hip-hop przeżywała swoje apogeum i masy nastolatków zaczęły nosić obwisłe spodnie, za duże bluzy i full capy. Niemniej, był to wizerunek kierowany – głównie przez stacje muzyczne jak MTV i VIVA – do chłopięcej części konsumentów. Dziewczętom serwowano natomiast odzieżowy „minimalizm” – kobiety pokazywane w teledyskach u boku raperów najczęściej nie nosiły zbyt wiele. Chłopaki ciało zasłaniali, dziewczyny je odsłaniały i tym samym obie płcie tworzyły coś na kształt kompatybilnych części. Rzecz jasna, moja nastoletnia głowa nie znała takich terminów jak przemoc strukturalna czy reżim seksualny, niemniej podskórnie czułam, że coś mi się w tym wszystkim nie podoba i by zamanifestować swój sprzeciw (i prawdopodobnie ukryć „obce” ciało, które szybko nabierało kobiecych kształtów) moja garderoba zaczęłaprzypominać tę mojego brata, zaś ja słuchałam Missy Elliott niżeli Lil Kim. Po latach, koleżanki przypominały mi później ówczesne deklaracje dotyczące tego, że nigdy nie założę obcisłych dżinsów podkreślających kształt pośladków(noszę). Pamiętam, że jedno z najczęściej powtarzających się w tamtym czasie określeń kierowanych pod moim adresem brzmiało „babochłop”. Formułowane najczęściej przez starszych członków mojej rodziny (oczywiście w formie żartu!) było jednocześnie przestrogą i rodzajem niepokoju o moją seksualną przyszłość: uważaj, mężczyźni nie lubią takich kobiet, nie znajdziesz chłopaka! Nigdy nie trafiłam do szkolnego pedagoga z podejrzeniem zaburzeń w rozwoju psychicznym, niemniej w liceum uchodzącym za najlepsze (dbające o tradycję i wychowanie uczniów na patriotów) w Suwałkach, nieodpowiednia fryzura (zbyt długie włosy u chłopców, zbyt krótkie lub farbowane u dziewcząt) były powodem ingerencji nauczycieli i  obniżenia stopnia z zachowania. Po kilku latach moje bluzy, spodnie, t-shirty i kurtki oddałam starszemu bratu, zaś sama zaczęłam stopniowo upodabniać się do koleżanek.

Kobieta z wąsem

Od jakiegoś czasu nosiłam się z myślą przeprowadzenia eksperymentu polegającego na publicznym pokazaniu się z przyklejonymi wąsami. Lubię analizować ludzkie reakcje, a własne ciało to najlepszy i najbardziej dostępny obiekt badawczy. W Andrzejki 2012 roku wybrałam się ze znajomymi na przebieraną imprezę do nieistniejącego już (w pierwotnej lokalizacji) Snu Pszczoły. Wcieliłam się w Salvadora Dalego, choć jak się szybko okazało nie całokształt mojego kostiumu wzbudzał zainteresowanie imprezowiczów, lecz jeden jego element – domalowane wąsy. Nie przypominam sobie innego wieczoru, w którym cieszyłabym się tak dużym zainteresowaniem wśród mężczyzn. Pośród księżniczek, nimf i bohaterek filmowych byłam najwyraźniej tą, która miała do siebie duży dystans decydując się na tak odważne przebranie. Podobnie jak postać, w którą wcieliła się Zoey Deschanel w The Hitchhikers’ Guide to the Galaxy, wabiłam w garniturze i z wąsem zarówno zwykłych everydaymanów, jak i tych przebojowych, zapraszających kobiety na własny statek kosmiczny.

3 mordy

 

Kobieta z brodą – niegdyś atrakcja obwoźnych cyrków podczas freak shows – dzisiaj funkcjonuje jako osoba, która na chwilę potrafi zakpić z kulturowej seksualnej matrycy. Zarejestrowane wówczas wypowiedzi każą mi również przypuszczać, że przebrana za mężczyznę kobieta może być odebrana jako dostępna seksualnie, wyzwolona i lubiąca eksperymenty. W końcu wąs jest tutaj tylko przebraniem, formą żartu, można go odkleić lub zmyć.

Chłopiec i krytyczna lesbijka

Po stopniowym skracaniu włosów – najpierw nosiłam je do ramion, później zaczęłam wygalać potylicę – w końcu zdecydowałam się na bardzo krótką fryzurę. Im krótsze miałam włosy tym więcej dowiadywałam się o swoim otoczeniu. Tuż po dwumiesięcznym pobycie w Wiedniu, wyczerpana panującymi tam nieustannie upałami, w sierpniu 2013 roku udałam się do fryzjera, by nie przejmować się dłużej spoconym czołem i karkiem. Ciekawe, że news obiegł bliższych i dalszych znajomych niemal jak virale z wrecking ball czy harlem shake (nie, nie zmieniłam profilowego zdjęcia na Facebooku).

Dorobiłam się takich przydomków jak „krytyczna lesbijka” (sformułowany przez kobiety) i „chłopiec” (sformułowany przez mężczyzn). Zarówno kobiety jak i mężczyźni odbierają krótkowłosą kobietę jako kontestację heteronormatywnej matrycy i kwestionowanie trwających na mocy tradycji ról społecznych przypisywanych płciom biologicznym. Mogę być zatem odbierana jako lesbijka, gdyż kulturowe kody funkcjonujące współcześnie w Polsce sugerują, że zmiana fryzury jest manifestem ukazującym orientację seksualną jednostki. To nic, że moje motywacje dotyczące zmiany fryzury były zbieżne z tymi, którymi kierują się krótkowłose kobiety w wieku 50-60 lat – wygoda i oszczędność czasu. Przymiotnik „krytyczna” miałby odnosić się do mojej osobowości – często formułuję opinie bez względu na społeczne konwenanse i polityczną poprawność, a to może stanowić kolejną cechę oddalającą mnie od funkcjonującego wzorca kobiecości. Wystarczy prześledzić wypowiedzi fanów i antyfanów Marii Peszek, krótkowłosej i liberalnej artystki dekonstruującej patriarchalną władzę nad kobietami, by zrozumieć zależność, o której mówię.

„Chłopcze!” mówili do mnie niektórzy koledzy, dając do zrozumienia, że nie są potencjalnie zainteresowani kobietami z krótkimi włosami, które tracą swą kobiecość i poprzez fryzurę najprawdopodobniej komunikują wojnę wytyczoną wizerunkowi kobiecemu forsowanemu przez popkulturę. Za każdym razem o moim „nowym ja” dowiadywałam się publicznie, w gronie znajomych, nigdy w sytuacji sam na sam, co może być sygnałem, że tego rodzaju epitety mają przede wszystkim funkcję wytyczania granic społecznych, norm i wartości. Publiczna dyskredytacja jednostki nieprzystającej do normy ma zasygnalizować innym co jest pożądane i atrakcyjne… dla mężczyzn.

Włosy papierkiem lakmusowym na społeczeństwo

Dopiero od kilku dekad antropolożki i antropolodzy dostrzegają, że w sytuacji prowadzenia badań etnograficznych w zupełnie odmiennym dla nich samych otoczeniu, określenie „obcy” bardziej pasuje dla opisania ich własnej sytuacji, aniżeli grupy badanych przezeń osób. Refleksja nad tym, co niecodzienne w naszym własnym społeczeństwie długo sprowadzała się do badania mniejszości etnicznych lub seksualnych, które rażąco odstawały od normy. Jak krzywdzące może być określenie „inny” czy „obcy” dowiadujemy się wtedy, gdy ktoś określa nas samych w sposób, który daleki jest od własnej autocharakterystyki. Jakie znaczenie ma nasza świadomie konstruowana tożsamość, kiedy okazuje się, że nasz wizerunek dekoduje tożsamości niekompatybilne z własną?

Za każdym razem łamiąc społeczne normy niestandardowym ubiorem lub fryzurą, dowiadywałam się więcej o innych, niż o sobie, choć z perspektywy drugiej strony z pewnością wyglądało to inaczej. Każda z opisanych sytuacji odbywała się w atmosferze żartu, ale to właśnie momenty, w których nie jesteśmy poważni zdradzają najwięcej z naszych prawdziwych motywacji i poglądów. Zrozumienie żartu pozwala nam być pewnym, że jesteśmy uczestnikami danej kultury i swobodnie się w niej poruszamy. Żart to jedna z najsubtelniejszych i najbardziej zawoalowanych strategii komunikacji. Wyśmiać coś, zażartować z czegoś (lub kogoś) to sposób na zakomunikowanie obcości, a poprzez prześmianie jej – poradzenie sobie z chwilowo zachwianym porządkiem i zdemistyfikowanymi społecznymi bojaźniami przed czymś nowym.

A co z wygodą i komfortem? Paradoksalnie to mój patriarchalny ojciec powiedział, że dobra ta nowa fryzura, bo taka praktyczna i wygodna. Na jego twarzy nawet przez moment nie pojawił się grymas zgorszenia czy przerażenia (najlepszy dowód na to jak indywidualne doświadczenie projektuje nasz światopogląd i wygłaszane opinie). Jako osoba, która przez większość swojego życia pracowała fizycznie (na gospodarstwie rolnym i jako budowlaniec) wie bowiem, że długie włosy przeszkadzają. W jego oglądzie dołączyłam zatem do kobiet, które obcinają włosy dla wygody i oszczędności czasu – nie musimy ich myć i suszyć dłużej niż posiadaczki włosów długich, kłaść na nie odżywek i martwić się rozdwajającymi się końcówkami, nie musimy ich czesać, pleść, układać, odgarniać gdy z uporem opadają nam na twarz, wycierać pocącego się latem czoła i walczyć z warunkami atmosferycznymi. Drodzy obecni i przyszli znajomi i przyjaciele – dzięki moim krótkim włosom poznaję i będę Was poznawała lepiej.

 

Otagowane , , , , , , ,

1 thoughts on “„Babochłop”, „chłopiec” i „krytyczna lesbijka” we własnej osobie, czyli o polityczności kobiecych włosów

  1. Mania Góralska pisze:

    Sznelu, przede wszystkim – świetny tekst! Jako osoba nosząca kiedys krótkie włosy zupełnie zgadzam się z Twoją refleksją.

    Otóż przez długie lata mojej wczesnej młodości nosiłam bardzo długie włosy, rzadko przycinane. Przełom nastąpił w gimnazjum, kiedy wchodząc w okres dziecięcego „punkowstwa” zaczął mnie męczyć mój „kobiecy” atrybut. Pewnego popołudnia razem z grupą koleżanek i moimi ukochanymi glanami na nogach zawędrowałam do fryzjerki, która ze zgrozą – ale i zrozumieniem dla młodzieńczych „widzimisię” – zaserwowała mi krótką, zadziorną, acz wypracowaną fryzurkę. Z czasem zaczęły pojawiać się kolejne buntownicze warianty strzyżenia – wygolone na boku paski, a w końcu wielkie zero. Co ciekawe, nie wpłynęło to w żaden sposób na moją atrakcyjność w oczach chłopców, a nawet jej pomogło.

    Dziś jestem jednak szczęśliwą posiadaczką naprawdę długich i super prostych włosów, które noszą ze względu na wewnętrzny sprzeciw przed koniecznością ich ciągłego przycinania (inspirując się czasami w historii ludzkości, gdzie zarówno kobiety, jak i mężczyźni po prostu włosów nie ścinali).

    O epoce włosów krótkich można stwierdzić dwie rzeczy. Primo. Poza moim dziadkiem, nikt z rodziny czy znajomych nie dawał mi wówczas do zrozumienia, że robię coś złego. Dla moich rodziców po prostu kontynuowałam rodziną tradycję, dla innych dzieci – byłam punkówą, dla innych dorosłych – ciągle dzieckiem. Dziecku się wybacza przecież okres buntu. Kiedy zaczęłam dorastać odrastały też moje włosy, więc kontrowersji nie było. Mój brat jednak, noszący bardzo długie „pióra”, w liceum zaczął odczuwać presję. O dziwo, wszyscy jego rówieśnicy bardzo jego fryzurę zachwalali. To co bardziej konserwatywne jednostki uszczypliwie komentowały jego wybór. Dziś pozostaje w bliskiej przyjaźni z fryzjerem, którego odwiedza co miesiąc, aby pielęgnować swoją idealnie elegancką i dorosłą fryzurę.

    Secundo. Jako kobiety możemy nosić krótkie włosy dwójnasób – w sposób uważany za kobiecy (wypracowane żelem fryzury), lub męski, a nawet mnisi. I to chyba jest sedno problemu, odpowiedź na pytanie co wszystkich gryzie. Kiedy ja ścięłam się na zero byłam jeszcze nastolatką, więc mało kto brał mnie poważnie. Jeśli jednak któraś z nas nosi włosy na jeża dziś, kiedy jesteśmy już dorosłe (i w teorii rozumne) to każdy zaczyna się zastanawiać czy jest to rodzaj jakiegoś manifestu, buntu, problemów z seksualnością, kobiecością etc. itd, a może nawet choroby. Włosy mają przecież pełnić funkcję dodawacza urody u obu płci. No bo po co ktoś „odbiera sobie taką szansę”?

Dodaj komentarz